Mój omlet powstał z potrzeby chwili. Poczułam głód;) Otworzyłam lodówkę i zobaczyłam właśnie składniki dzisiejszego dania. Z resztą, prawie zawsze tak robię. Książki kucharskie czytam do poduszki. Mam dwóch ulubionych autorów;) ...a przepisy, wymyślam sama, bo to najbardziej lubię w gotowaniu. To "działalność" twórcza, a nie odtwórcza!
Oczywiście zdarzyło mi się gotować z założeniem, że robię coś według przepisu, ale założenie szybko okazało się nieaktualne. Chęć dodania czegoś od siebie, była silniejsza.
Do mojego dzisiejszego śniadania użyłam następujących składników:
- 3 jajka - oczywiście najlepszej jakości;) (Zawsze bawił mnie ten zwrot, nagminnie używany w programach kulinarnych)
- ser lazur
- ser mozzarella
- pieprz
- Na rozgrzaną patelnię wbijam trzy jajka i szybko łączę białka z żółtkami, uważając by nie wyszła z tego jajecznica. (Można zrobić to w misce, ale zależało mi na czasie i ograniczeniu brudnych naczyń).
- Dadaję porwaną mozzarellę (połowę kulki o wadze 125 g) i trzy cienkie plasterki lazura.
- Gdy spód się zetnie przekładam omlet na drugą patelnię i smażę jeszcze minutę. (Patent z drugą patelnią skraca czas przygotowania i eliminuje ryzyko katastrofy.)
- Posypuję pieprzem.
Całości nie dałam rady zjeść, to porcja na 2 osoby.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz