Tak to się zaczyna... Przygoda z maszyną do chleba, okazuje się przelotnym romansem. Gotowe mieszanki idą w odstawkę. Drożdże zostają użyte co najwyżej do ciasta na pizzę lub robimy z nich bliny. Chcemy czegoś więcej. Chcemy chleba za zakwasie! Tu pojawia się problem. Dlaczego wszystkie opisy wydają się być skomplikowane, jeśli według powszechnie panującej opinii (wśród posiadaczy zakwasu) to banalnie proste???
Żeby osiągnąć sukces trzeba spełnić kilka warunków. Musimy mieć dobrą mąkę (wysoki typ, mąkę chlebową), letnią filtrowaną wodę (lub z butelki) i miejsce gdzie temperatura wynosi od 25 do 30 stopni Celsjusza. Przyda się też waga kuchenna. Jeśli nie macie, to na początek miarka.
Produkcja zakwasu trwa 5 dni. Co 24 godziny powtarzamy prostą czynność - dodajemy mąkę, wodę i mieszamy.
Przygotowanie:
Moja miska okazała się za mała. Dlatego, po 3 dniach zamieniłam ją na słoik (trzeba go wcześniej wyparzyć). Przykryłam go serwetką i lekko zakręciłam. Zakwas żyje. Zwiększa swoją objętość, bąbelkuje. Zyskuje kwaskowaty zapach. Pachnie chlebem.
Gotowy zakwas można od razu wykorzystać do pieczenia (nie cały! zostawić ok. 50 g) lub schować do lodówki. Żeby przeżył trzeba go karmić co ok. 10 dni.
Lepiej żeby zakwas nie stykał się z metalem. Najlepiej przychowujmy go w szkle, a mieszajmy drewnianą łyżką. Nie wkładajmy do słoika palców. Jeśli będziemy o niego dbać, może przetrwać lata.
Z każdym dokarmianiem będzie się wzmacniać. A mocny zakwas do gwarancja dobrego chleba.